Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siłki mózgu i pracę nad tem, aby myśli należycie uprzytomnić sobie i innym wyrazić. Dla tego też nie wiele korzystaliśmy z jego nauki, zwłaszcza że też nie potrafił utrzymać uczniów w przyzwoitych karbach, a sposób jego wykładu do uwagi nie zachęcał. Gdy wyszedłem ze szkół nie zdarzyło mi się już ani razu oglądać poczciwéj, choć zasępionéj zwykle, fizionomi księdza Kidaszewskiego, bo już trzydziestego siódmego roku posłała go władza duchowna do Gniezna, gdzie przy seminaryum pożyteczniejszym był niż przy szkole świeckiéj i służyć mógł klerykom za wzór świętobliwego życia.
Na téj teologicznéj wycieczce z czterema księżmi nie zapomniałeś przecie, panie Ludwiku, że jesteśmy jeszcze w Kwincie, anno domini dwódziestego ósmego.
Otóż, gdy do téj klasy przyszedłem, spotkałem się z kilku nowymi dla mnie profesorami, między innymi z Szumskim i Cichowiczem, o których ci już poprzednio mówiłem, i z Czwaliną. Sądząc z nazwiska, mógłbyś myśleć, że ów Czwalina to zapewne Słowianin czystéj krwi; musiał on naturalnie pochodzić z słowiańskiego szczepu, bądź polskiego, bądź czeskiego, ale nie znam jego genealogii, a z dziejów jego początkowych wiem tylko, że zjawił się tutaj młody jeszcze, wkrótce po okupacyi pruskiéj, z Kalisza, gdzie był poprzednio nauczycielem w szkole kadetów, czy też w gimnazyum i gdzie się ożenił z niewysoką, ładną i zgrabną brunetką, córką tamtejszego lekarza. Oboje liczyli się do niemieckiéj nacyi, mówili jednak dobrze po polsku; pani nawet biegléj i czyściéj od męża, po którego wymowie poznać było można czasem obce pochodzenie. Od Kwinty zacząwszy, w każdéj niemal klasie spotykałem się z profesorem Czwaliną, dawał bowiem język niemiecki i rachunki, głównie zaś fizykę w wyższych oddziałach. Był to dla nas bardzo sympatyczny nauczyciel, chociaż żartować