Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stopnia, odbyli w niéj wspólnie kilka potyczek, z których pierwszą pod Wronowem, rodzinną ich wioską, ostatnią pod Ołtarzewem, gdzie ich zabrano do niewoli. Potrafili się zręcznie wymknąć i dostać do Warszawy, ale radość trwała nie długo, bo w kilka dni potem Moskale weszli do miasta; trzeba więc było, idąc za przykładem innych, przebyć granicę. I tak zaczęły się czasy wychodztwa. Trudno naturalnie było młodzieniaszkom, z których starszy miał lat dwadzieścia, młodszy siedemnaście, zmiarkować się wśród umysłowéj zawieruchy i materyalnych trudności i wiedzieć od razu co i jak począć, gdzie odpowiednie miejsce znaleść. Jasno im było, że trzeba chwycić się czegoś, nadewszystko przygotować się i dokształcić do życia praktycznego, bo na tem właśnie zbywało. Kilka miesięcy przesiedzieli w Hanowerze, ale mało co umiejąc po niemiecku i nie widząc tam pola dla siebie, ruszyli do Brukselli, gdzie rok przesiedzieli, parając się z biedą, politykując i próbnjąc bez skutku rozmaitych rzeczy, a wreszcie przenieśli się do Paryża, dokąd ich ciągnęły obszerniejsze widnokręgi i główny zastęp wychodztwa. Tam wpadli od razu w powstający wtenczas wir stronnictw, klubów, zgromadzeń, walk i fantazyi politycznych. Spokojnemu i rozważnemu Stanisławowi stało się to wkrótce nieznośnem, powędrował więc do Anglii, jak ci dawniéj opowiadałem, ale wraźliwy i umysłowo bardzo rozruchany Jan, nie obcy wtenczas zmysłowym rozrywkom, znalazł pewne zadowolenie w tym burzliwym zamęcie, brał w nim czynny udział, a nawet ulegać zaczął demokratycznym prądom większości. Przyznawał się do tego późniéj, chociaż niechętnie i do bliższych znajomych, przy sposobności, mówił z pewnym żalem o źle użytym czasie za pierwszéj bytności swojéj w Paryżu. Wszakże nie było tego za długo, bo własna rozwaga i napomnienia brata uprzy-