Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w Dreźnie, wychowała na dobrego Polaka, który, mimo oddalenia, o nas nie zapomniał.
Zresztą, panie Ludwiku, na téj Lipowéj ulicy nikogo bliżéj nie znałem. Przepraszam! byłbym o jednéj osobistości przepomniał, którą od najdawniejszych czasów pamiętam. Otóż ten dom, należący teraz do pana Jerzykiewicza, był, z znacznie skromniejszą zewnętrznością, najpierw własnością Grasmanna, który go bodajnie wybudował. Ów Grasmann, dawnemi laty, rezydował bardzo długo przy Wodnéj ulicy, niedaleko od mieszkania moich rodziców, ztąd też, chłopcem jeszcze będąc, tysiące razy się z nim spotykałem, lecz osobista znajomość nasza bardzo późno i przypadkowo nastąpiła Był to jeden z tych ludzi, którym się fortuna uśmiecha i którzy z jéj dobrego humoru korzystać potrafią. Dobrego wzrostu, przystojny, jasnowłosy, twarzy otwartéj i przyjemnéj, w późnych nawet latach zawsze elegancko, jak to mówią, ubrany, zaczął zawód swój jako skromny kupczyk w handlu Bergerów, czy Treppmacherów, tego ci na pewne powiedzieć nie umiem. Były to za pierwszych Prus, za Księstwa Warszawskiego i jeszcze w początkach drugiéj okupacyi, najznakomitsze domy kupieckie w Poznaniu, ale obudwa runęły wkrótce po sobie około dwudziestego piątego roku. Grasmann chwycił się potem handlu drzewem, bardzo korzystnéj wtedy gałęzi, kiedy jeszcze lasów u nas nie brakło, szlachta o ich wartości nie miała wyobrażenia, o węglach nikomu się nie śniło. Biegle i rozważnie prowadząc intéres, stanął wkrótce na nogach; z Bergerem i Treppmacherami, którym, mimo upadku, zawsze się coś pozostało, stosunków nie zerwał, owszem ożenił się potem z starszą panną Treppmacher, jedną z najpiękniejszych blondynek w Poznaniu i w tem kilkonastoletniem małżeństwie, chociaż pani do najstrojniejszych dam należała, zebrał znaczny