Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tyczących się praktyki życia i stosunków z ludźmi, których poznać i gatunkować nmiał; mówił przytem prędko i jasno, nie owijając w bawełnę uczuć swoich i zapatrywań, a bliższym i dobrym znajomym szczerze udzielać się lubił.
O tych, których pan Apolinary zostawił po sobie, mówić ci nie będę, żyją bowiem wszyscy; jeden z nich tylko, młodszy syn, Dobrogost, niebawem, w kwiecie wieku, za ojcem swym podążył, zapadłszy w szkołach jeszcze na ciężką chorobę piersiową.
Przeskoczywszy teraz następującą starą kamieniczkę, zatrzymamy się na rogu Bismarkowskiéj ulicy, przed domem, gdzie widzisz fotograficzny zakład Rivolich. Należy on teraz, jak ci mówiłem, do pani Mańkowskiéj, a kiedy był jeszcze własnością Ziołeckich, odwiedzałem, w pierwszych latach po piędziesiątym roku, mieszkającą tu na pierwszem piętrze, dla dokończenia wychowania jedynaczki córki, panią Klementynę Potworowską i spotykałem się nieraz ze znanym mi już przedtem od lat blisko dziesięciu, Gustawem Potworowskim, który przyjeżdżał dość często z Goli, aby żonę odwiedzić. Chociaż urodziłeś się lat kilka po jego śmierci, panie Ludwiku, znane ci jednak niewątpliwie to nazwisko; usłyszysz je raz poraz w rozmowach między starszymi i przeczytasz na niejednéj karcie, gdzie mowa o naszych dopiero co ubiegłych losach i stosunkach, albowiem przez lat niemal trzydzieści nie mieliśmy w W. Księstwie Poznańskiem, prócz Marcinkowskiego, osobistości bardziéj popularnéj i wpływowéj, jak Gustaw Potworowski. Nie był to człowiek górujący nad innymi niezwykłą zdolnością, ani też zaszły w życiu jego nadzwyczajne jakieś wypadki, którymby wybitne swoje znaczenie zawdzięczał; przeciwnie, życie jego, ile mi znane,