Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nas panem polskim, w tem znaczeniu jak to mówiono dawniéj: panowie i szlachta; miał wszystkie przymioty i przywary swoich antenatów. Nie wyjdzie mi z pamięci twarz jego piękna i szlachetna, zwykle mocno ożywiona różnemi myślami, które go zaprzątały i niepokoiły, czasami smętna i zadumana; było w niéj coś niepospolitego i nadzwyczaj pociągającego. Zawsze miał jakieś chęci, zamiary i plany, nad których urzeczywistnieniem rozmyślał, o których rozmawiać lubił i często z zapałem rozprawiał. Spostrzeżenia jego i wywody tak co do osób, jak co do rzeczy, odznaczały się bystrością, dowcipem, nieraz genialnością; szczególnie w dziedzinie naukowéj zadziwiał czasem uwagami swemi i pomysłami nawet ludzi fachowych.
Mało kto bowiem był tak ogólnie, a w kilku kierunkach tak szczegółowo, wykształconym jak pan Tytus Działyński. Trzema językami mówił i pisał dokładnie i ozdobnie, kilka innych nowszych znał tak, iż z łatwością czytał wydane w nich dzieła, ale co nader rzadką jest rzeczą u ludzi tego stanowiska, po łacinie umiał jak filolog z rzemiosła. Nie tylko znani gruntownie byli mu klasyczni pisarze i poeci rzymscy, z których, w późniejszym nawet wieku, całe ustępy przytaczał na pamięć, lecz pisał po łacinie tak biegle, z taką obfitością właściwych wyrażeń i znajomością frazeologii cyceroniańskiéj, że byłby mógł pod tym względem niejednego profesora niemieckiego zawstydzić. Weź do ręki Liber et res gestae cruciferorum,, których przedmowa łacińska wyszła całkiem z pod jego pióra, a jeźli ci tkwią jeszcze w głowie reminiscencye z prymy, to nie zadziwisz się nad tem, że znakomity filolog Haase, mający katedrę przy Sorbonie paryzkiéj, nie chciał z początku Działyńskiemu wierzyć, gdy mu się do jéj autorstwa przyznawał.