Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sławski i Spółka. Od rana do nocy siedział w kramie, sam sprzedawał i z największą cierpliwością znosił wybredności, kwasy i fantazye piękniejszéj, lecz dla kupców nie zawsze najmilszéj, połowy rodzaju ludzkiego, a ponieważ był skromny w potrzebach swoich i oszczędny do zbytku, na sesyjki poranne i sesyjki wieczorne nie chodził, przeto, pomimo że świetnego odbytu nie miał, mógł nie tylko koszta handlowe opędzić, lecz i spłacić powoli spólnika, oraz tych, co mu w pomoc przyszli.
W tylnym, ciasnym pokoiku, który stanowił jego salon, biuro i sypialnią, nieraz się pojawiał ten i ów amicus na pogawędkę, jednak to jednostajne i samotne życie sprzykrzyło się z czasem Magnuszewiczowi i wyszukał sobie, idąc za przyjacielską radą profesora Zielonackiego, odpowiednią swym marzeniem towarzyszkę życia. Niedługo potem zaszła nowa przemiana w jego losach; z żołnierza, aptekarza, kupca przedzierzgnął się w administratora Bazaru i zarzadzcę hotelu, wyprzedawszy handel, z którego pozostał mu się kapitalik nie wielki, bo większa część debentów ulotniła się, jak u nas zwykle się dzieje.
Na tem nowem stanowisku wytrwał Magnuszewicz od roku sześćdziesiątego drugiego aż do śmierci. Jak rzetelnie wywięzywał się z nowych obowiązków swoich, każdy ci powie, bo to jeszcze w świeżej pamięci. Przez cały dzień, nawet późnym wieczorem, mogłeś go zastać na tem samem miejscu, w biurze, siedzącego z piórem w ręku przed wielkim stołem, nad spisami, rachunkami, kwitami; to też wszystko było w największym porządku tak w książkach jako i w żelaznéj szafie, a bazarowi akcyonaryusze na brak odpowiedniej dywidendy skarzyć się nie mogli. Prócz tego przez dość długi czas zawiadywał kasą Towarzystwa Naukowéj Pomocy i załatwiał połączone z nią mozolne rachunki oraz czynnym był do