Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwilę Morela dla pomówienia z nim, pod pozorem jakiegoś zapytania. Pani Verdurin bała się, że go to zdenerwuje i że będzie gorzej grał. Lepiej dopełnić tej egzekucji aż po jego numerze. A może nawet odłożyć na inny raz. Bo mimo iż pani Verdurin aż drżała do rozkosznej emocji, jakiej doznałaby wiedząc że mąż właśnie uświadamia Morela w sąsiednim pokoju, bała się, w razie gdyby się zamach nie udał, że się skrzypek pogniewa i skrewi jej 16-go.
Ale pana Charlus zgubiło owego wieczora tak częste w wielkim świecie złe wychowanie osób, które zaprosił i które zaczynały napływać. Przyszedłszy przez przyjaźń dla pana de Charlus a także przez ciekawość tego środowiska, każda diuszessa szła prosto do barona, tak jakby to on był gospodarzem, i mówiła, o krok od Verdurinów, którzy słyszeli wszystko:
— Niech mi pan pokaże, gdzie jest stara Verdurin; czy pan sądzi, że koniecznie trzeba się jej przedstawić? Mam bodaj nadzieję, że mnie nie wpakuje do jutrzejszych dzienników, dostałabym pucówkę od całej rodziny. Jakto! jakto, to ta siwa? ależ ona nie wygląda zanadto skandalicznie.
Słysząc, że się rozmawia o pannie Vinteuil, nieobecnej zresztą, któraś dama mówiła:
— A, to córka sonaty? Niech mi pan ją pokaże.
Pozatem, odnajdując wiele przyjaciółek, panie te trzymały się osobno, śledziły wejście wiernych