Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-02.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Aby ułagodzić obawy Marji, spytałem, co myśli o sprawach pana Bernard z tym... „Och, proszę pana, to są takie rzeczy, że nigdybym nie uwierzyła że takie coś istnieje: trzeba było przyjechać tutaj!“ I bijąc tym razem Celestę głębokością ujęcia, dodała: „Cóż, widzi pan, nie można nigdy wiedzieć, co się kryje w czyjem życiu“.
Aby zmienić temat, opowiadałem im o życiu mego ojca, pracującego dzień i noc. „Tak, tak, proszę pana, są takie żywoty, w których człowiek nie zachowuje nic dla siebie, ani minuty, ani przyjemności, wszystko jest samem poświęceniem, to są życia rozdane. — Popatrz, Celesto, nic tylko położy rękę na kołdrze i weźmie ten rogalik; co za dystynkcja! Może robić najzwyklejsze rzeczy, a i tak powiedziałoby się że całe szlachectwo Francji, aż do Pirenejów, wlazło w każdy jego ruch“.
Zmiażdżony tym tak nieprawdziwym portretem, milczałem; Celesta widziała w tem nową chytrość: „Ha! to czoło które wygląda takie czyste, a które kryje tyle sekretów; policzki lube i szczere jak ten migdał, pluszowe rączyny, paznokcie jak pazurki, etc. Marjo, patrz, jak on pije mleczko, tak nabożnie, że człowieka bierze ochota pomodlić się. Co za poważna mina! Powinnoby się go wymalować teraz. Czyste dziecko. Czy to z tego zachował taką jasną cerę, że pije mleko jak dzieci? Och, młodość, och, ładna skórka. Nie zestarzeje się nigdy. Ma szczę-

90