Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-02.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ście, nie będzie nigdy potrzebował podnieść ręki na nikogo, bo ma oczy, które umieją nakazać swoją wolę. Oho! już wpada w gniew. Wyprostował się, patrz, jak ten paragraf“.
Franciszka bardzo nie lubiła, aby te — jak je nazywała — zwodzicielki, zachodziły do mnie na gawędy. Dyrektor, który przez swoich podwładnych śledził wszystko co się dzieje w hotelu, zwrócił mi poważnie uwagę, że nie jest godne klienta przestawać z pokojówkami. Ja który ceniłem „zwodzicielki“ wyżej od wszystkich dam zamieszkałych w hotelu, poprostu roześmiałem mu się tylko w nos, pewien że nie zrozumiałby moich wyjaśnień. I siostry wciąż zachodziły do mnie: „Popatrz, Marjo, na te delikatne rysy. O, cudowna miniatura, piękniejsza niż za gablotką, bo on ma ruchy i słowa takie, żeby się ich słuchało całe noce i cale dnie“.
To cud, że cudzoziemska dama zdołała je zabrać, bo nie znając historji ani geografji, nie cierpiały na ślepo Anglików, Niemców, Rosjan, Włochów, cudzoziemskiego „robactwa“, kochając — z wyjątkami — tylko Francuzów. Twarz ich tak zachowała wilgoć plastycznej gliny ich rzek, że kiedy się mówiło o jakimś mieszkającym w hotelu cudzoziemcu, na to aby powtórzyć coś co on powiedział, Celesta i Marja wcielały się w jego twarz, ich usta zmieniały się w jego usta, oczy w jego oczy; miałoby się ochotę utrwalić te cudowne maski. Celesta nawet, uda-

91