Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wach. Nie trzeba dysonansu przed wiekuistą ciszą akordu dominantowego.
Miałem wrażenie, że to dla własnych nerwów baron obawia się powrotu tuż po ostrych słowach zwady.
— Nie chciał pan przejechać się ze mną do Lasku — rzekł tonem nie pytającym lecz twierdzącym, i — jak mi się zdawało — nie dlatego że nie chciał mi tego zaofiarować, ale że jego miłość własna bała się odmowy.
— Więc tak — rzekł zwłócząc jeszcze: to chwila, kiedy, jak powiada Whistler, mieszczuchy wracają do domu (może baron chciał mnie wziąć na ambicję) a kiedy należy zacząć patrzeć. Ale pan nawet nie wie, co to jest Whistler.
Zmieniłem temat i spytałem, czy księżna Jena jest osobą inteligentną. Pan de Charlus zatrzymał mnie i rzekł tonem nieskończonej wzgardy:
— Och, drogi panie, robi pan aluzje do nomenklatury, z którą nie mam nic do czynienia. Jest może arystokracja u mieszkańców Taiti, ale przyznaję, że jej nie znam. Nazwisko, które pan wymówił, rozległo się jednak — szczególna rzecz — przed kilku dniami w moich uszach. Zapytano mnie, czybym się zgodził, aby mi przedstawiono młodego księcia de Guastalla. Pytanie zdziwiło mnie; książę de Gu-

158