Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczera. Ale przestała nią być, aby się stać z powrotem wielką damą:
— Bardzo mnie pan zainteresował, byłam szczęśliwa, żem mogła z panem porozmawiać. Dziękuję: dziękuję!
I z pokorną miną wlepiała we mnie spojrzenia wdzięczne, upojone, tak jakby moja rozmowa była jedną z największych przyjemności, jakich zaznała w życiu. Te urocze spojrzenia doskonale godziły się z czarnemi kwiatami w deseniu jej sukni; spojrzenia wielkiej damy, która zna swój fach.
— Ależ ja się nie spieszę, proszę pani; czekam zresztą na pana de Charlus, z którym się umówiłem.
Pani de Villeparisis usłyszała ostatnie słowa. Zdawała się niemi przykro uderzona. Gdyby nie chodziło o rzecz nie zdolną poruszyć tej kategorji uczuć, miałbym wrażenie, że uczuciem urażonem w pani de Villeparisis w tej chwili była wstydliwość. Ale ta hipoteza nie przeszła mi nawet przez głowę. Byłem rad z pani de Guermantes, z Roberta, z pani de Marsantes, z pana de Charlus, z pani de Villeparisis, nie zastanawiałem się, paplałem wesoło na prawo i lewo.
— Pan ma wyjść z moim kuzynem Palamedem? rzekła margrabina.
Myśląc że fakt mojej zażyłości z siostrzeńcem,

235