Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ona — znajdując zresztą wspólnika w nim samym, w jego próżności — umiała mu wmówić, że on był z tych którzy ją mieli gratis. Takie jest społeczeństwo, gdzie każda istota jest podwójna, i gdzie człowieka najbardziej przejrzanego na wylot, najbardziej osławionego, jakiś inny człowiek będzie znał niby pod osłoną muszli, miękkiego kokona, rozkosznej naturalnej ciekawości. Było w Paryżu dwóch godnych ludzi, którym Saint-Loup się nie kłaniał i o których nie mógł mówić bez drżenia w glosie, nazywając ich sutenerami; a to dlatego, że ich zrujnowała Rachela.
— Wyrzucam sobie tylko jedno, rzekła pocichu pani de Marsantes; niepotrzebnie powiedziałam Robertowi że on jest dla mnie niedobry. Jemu, temu cudownemu, jedynemu, niezrównanemu synowi, widząc go nareszcie, powiedzieć że nie jest dobry! Wolałabym żeby mnie wybito kijem, bo jestem pewna, że jakakolwiek przyjemność miała go spotkać dziś wieczór (biedny mały, nie ma ich wiele!), zepsuje mu ją to krzywdzące słowo. Ale nie zatrzymuję drogiego pana, skoro się pan spieszy.
Pani de Marsantes pożegnała mnie ze wzruszeniem. Uczucie to odnosiło się do Roberta, była

234