Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

którego ceniła tak wysoko, może wywrzeć korzystne wrażenie na pani de Villeparisis, odparłem z radością:
— Prosił mnie, abyśmy wyszli razem. Bardzo mnie to ucieszyło. Jesteśmy zresztą z sobą bliżej niż pani przypuszcza, a jestem gotów uczynić wszystko, aby być z nim jeszcze bliżej.
Niezadowolenie pani de VilIeparisis zmieniło się w wyraźną troskę. „Niech pan na niego nie czeka, rzekła z naciskiem; rozmawia z panem von Faffenheim, z pewnością nie pamięta już tego co panu mówił. Niech pan idzie, niech pan prędko korzysta z tego, że on jest odwrócony tyłem.
Pierwszy niepokój pani de Villeparisis podobny był (ale skąd?) do odruchu zawstydzenia. Jej naleganie, jej sprzeciw — gdyby sądzić jedynie z wyrazu twarzy — mogłyby się zdawać dyktowane cnotą. Co do mnie, wcale mi nie było pilno do Roberta i jego przyjaciółki. Ale pani de Villeparisis tak widocznie zależało na tem abym się zabrał, że, myśląc iż ma do pomówienia z siostrzeńcem o czemś ważnem, pożegnałem ją. Obok niej siedział ciężko w fotelu pan de Guermantes, wspaniały i olimpijski. Możnaby rzec, że rozlana w jego członkach i wszechobecna świadomość wielkich bogactw daje mu szczególną gęstość, tak jakby te bogactwa sto-

236