Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nazwisko to zawierało nazwę niemieckiego miasteczka kąpielowego, gdzie raz dzieckiem byłem z babką, u stóp góry zaszczyconej przechadzkami Goethego, oraz winnic, z których piliśmy w Kurhofie szacowne wina o nazwach skomplikowanych i grzmiących jak epitety dawane przez Homera jego bohaterom. Toteż, ledwiem usłyszał nazwisko księcia, zanim sobie przypomniałem kąpielisko, wydało mi się ono zmniejszone, nasiąkłe ludzkością, mieszczące się swobodnie w małym zakątku mojej pamięci do której przylgnęło, poufałe, przyziemne, malownicze, soczyste, lekkie, z dodatkiem czegoś jak by autoryzowanego, przepisowego. Co więcej, pan de Guermantes, tłumacząc kim jest książę, wymienił kilka jego tytułów; wówczas poznałem wioskę przeciętą rzeką, gdzie co wieczór, po skończonej kuracji, puszczałem się łódką poprzez chmarę komarów; i nazwę lasu, na tyle odległego aby mi lekarz zabronił tam chodzić na spacer. I w istocie, zrozumiałe było, że zwierzchnictwo udzielnego pana rozciągało się na otaczające miejscowości i w wyliczaniu jego tytułów skupiło na nowo nazwy które można było wyczytać jedne tuż koło drugich na mapie. Tak więc, pod przyłbicą księcia Świętego Imperium i giermka Frankonii, ujrzałem twarz ukochanej ziemi, gdzie często zatrzymywały się dla

187