Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mem. I za każdym razem kiedy się brama otwierała (przepuszczając kolejno tyle osób, nie będących tą, której oczekiwałem), łoskot bramy przedłużał się potem w mojem sercu w drganiach długo nie mogących się ukoić. Bo nigdy nieznany wielbiciel wielkiej aktorki wyczekujący jej pod „wyjściem artystów”, nigdy zajadły lub bałwochwalczy tłum zebrany aby znieważyć skazańca lub obnosić w tryumfie wielkiego człowieka, których zjawienie się odgaduje za każdym hałasem rozlegającym się z wnętrza więzienia lub pałacu, nie był tak wzruszony, jak ja gdym oczekiwał wyjścia tej wielkiej damy, która, w skromnej toalecie, wdziękiem swego chodu (całkiem różnego od kroku, jakim wchodziła do salonu lub loży) umiała ze swojej rannej przechadzki — dla mnie w całym świecie jedynie ona się przechadzała! — zrobić cały poemat elegancji, najsubtelniejszą strojność, najosobliwszy kwiat pogody.
Ale, po trzech dniach, nie chcąc aby odźwierny spostrzegł mój manewr, zacząłem chodzić znacznie dalej, aż do jakiegoś punktu zwyczajnej drogi księżnej. Często, przed owym wieczorem w teatrze, robiłem takie wypady przed śniadaniem, kiedy było ładnie; jeżeli padał deszcz, za pierwszem przetarciem się nieba spieszyłem przejść się nieco; i nagle, na mokrym jeszcze chodniku zmienionym przez

89