Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

światło w złotą lakę, w apoteozie placyka rozpylonego mgłą którą wyprawia i rozjaśnia słońce, spostrzegałem pensjonarkę idącą w towarzystwie nauczycielki lub mleczarkę w białych rękawach, i stałem chwilę bez ruchu, z ręką na sercu, które już wydzierało się ku obcemu życiu; starałem się przypomnieć sobie ulicę, godzinę, bramę gdzie dziewczynka (za którą szedłem czasami) zniknęła aby się nie zjawić więcej. Szczęściem, ulotność tych lubych obrazów, którem sobie przyrzekał odszukać jeszcze, nie pozwalała utrwalić się im mocno w mojem wspomnieniu. Ale i tak mniej smutno odczuwałem to że jestem chory, i że nie miałem jeszcze dotąd siły wziąć się do pracy, zacząć pisać książkę; ziemia zdawała mi się mieszkalniejsza, życie bardziej interesujące, od czasu jak widziałem, że ulice Paryża — tak samo jak ulice Balbec — zakwitają owemi nieznanemi pięknościami, które tak często starałem się wyczarować z lasów Méséglise, a z których każda budziła we mnie rozkoszne pragnienie, jedynie ona — tak mi się zdawało — zdolna je ukoić.
Wracając z Opéra-Comique, przydałem na dzień następny, do istot które od kilku dni pragnąłem odnaleźć, obraz księżnej Oriany: dużej, z wysoką fryzurą jasnych i lekkich włosów, z tkliwą obietnicą zawartą w uśmiechu, jakim mnie obdarzy-

90