Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Florencji, w Parmie czy w Wenecji, wyobraźnia moja też nie lepiej umiałaby się podstawić w miejsce moich oczu aby patrzeć. Czułem to. Tak samo, pewnego wieczora w Nowy Rok, z zapadnięciem nocy, przed słupem z afiszami, odkryłem że złudzeniem jest wiara iż pewne świąteczne dnie różnią się zasadniczo od innych. A mimo to, wspomnienie czasu kiedym się spodziewał spędzić Wielki Tydzień we Florencji, nadal spowijało ją niby atmosferą miasta kwiatów, dając równocześnie Wielkiej Nocy coś florenckiego, a Florencji coś wielkanocnego. Wielki Tydzień był jeszcze daleko; ale w szeregu dni, który się rozciągał przedemną, dni świąteczne odcinały się jaśniej od zwyczajnych. Tknięte promieniem, jak pewne domy w wiosce widzianej zdaleka w grze świateł i cieni, skupiały na sobie wszystko słońce.
Robiło się coraz cieplej. Nawet rodzice, radząc mi abym chodził na spacer, dostarczali mi pretekstu do wznowienia rannych wypraw. Byłbym chciał ich zaprzestać, bom spotykał na nich panią de Guermantes. Ale właśnie dlatego wciąż myślałem o tych spacerach, co sprawiało, że znajdowałem dla nich wciąż nowe racje nie mające żadnego związku z panią de Guermantes i dowodzące mi bez tru-

233