Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzy, ale jak dowiedziałem się później, od pierwszej minuty zrozumiał że moja niepewność jest udana i że jutro mnie już nie będzie. Podczas gdy, dając stygnąć potrawom, koledzy Roberta szukali wraz z nim najlepszego pociągu do Paryża i gdy w gwieździstej i zimnej nocy słychać było gwizd lokomotyw, nie czułem, to pewna, spokoju, jaki mi dała tutaj przez tyle wieczorów przyjaźń tych młodych ludzi oraz dalekie przesuwanie się pociągów. Ale i tego wieczora, mimo że w innej formie, pozostali wierni swojej roli. Wyjazd przygnębiał mnie mniej, kiedym nie musiał o nim myśleć sam jeden; kiedym czuł w tej sprawie udział normalniejszej i zdrowszej energji swoich dzielnych przyjaciół, kolegów Roberta, oraz owych innych silnych istot — pociągów, których ustawiczne krążenie między Doncières a Paryżem rozdrabniało retrospektywnie to co było zbyt gęste i uciążliwe w mojej długiej rozłące z babką na każdodzienne możliwości powrotu.
— Nie wątpię o prawdzie twoich słów i o tem że nie zamierzasz jeszcze wyjeżdżać, rzekł śmiejąc się Saint-Loup; ale rób tak, jakbyś jechał i przyjdź się pożegnać ze mną wcześnie rano, inaczej grozi nam to że cię nie zobaczę. Zaproszony jestem na śniadanie, kapitan zwolnił mnie, na drugą mu-

222