Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szę wracać do koszar, bo jedziemy na ćwiczenia na cały dzień. Facet, u którego mam śniadanie o trzy kilometry stąd, odwiezie mnie z pewnością, tak abym był w koszarach na drugą.
Jeszcze nie skończył mówić, kiedy przysłano po mnie z hotelu: wzywano mnie z poczty do telefonu. Pobiegłem, bo już miano zamykać pocztę. Słowo „międzymiastowa” powtarzało się raz po raz w odpowiedziach, jakie mi dawali urzędnicy. Byłem straszliwie niespokojny, bo to babka mnie wzywała. Zamykano już. Wreszcie dostałem połączenie. „Czy to ty, babciu?” Głos kobiecy o silnym akcencie angielskim odpowiedział: „Tak, ale nie poznaję twojego głosu”. I ja nie poznawałem głosu, który do mnie mówił; przy tem babka nie mówiła mi nigdy „vous”. Wkońcu wszystko się wyjaśniło. Młody człowiek, którego babka wzywała do telefonu, miał nazwisko prawie identyczne z mojem i mieszkał w filji hotelu. Ponieważ wezwano mnie tegoż samego dnia w którym ja chciałem telefonować do babki, nie wątpiłem ani przez chwilę że to ona mnie wzywa. Prosty zbieg okoliczności stał się przyczyną podwójnej omyłki na poczcie i w hotelu.
Nazajutrz rano spóźniłem się; nie zastałem Roberta, który już pojechał na śniadanie w sąsiedz-

223