Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

służącego, w którym poznawałem jakgdyby osobistość tradycyjną w takich świętych tematach, z jej płaskonosą, naiwną i źle narysowaną twarzą, z wyrazem zadumy już jakby przeczuwającej nie podejrzewany jeszcze przez innych cud boskiej obecności. Dodajmy, iż (z pewnością z racji zbliżających się świąt) figurantowi temu przydano niebiański orszak, dobrany całkowicie z personelu cherubinów i serafinów. Młody anioł-muzykant o blond włosach strojących czternastoletnią twarzyczkę nie grał wprawdzie na żadnym instrumencie, ale marzył przed gongiem lub przed stosem talerzy, podczas gdy mniej dziecięcy aniołowie pomykali przez olbrzymie przestrzenie sali, poruszając w niej powietrze nieustannem drżeniem serwet, zwisających wzdłuż ich ciał nakształt kończystych skrzydeł prymitywów.
Uchodząc z tych nieokreślonych regjonów, przesłonionych firanką palm, gdzie niebiańscy służebnicy robili zdaleka wrażenie że zstępują z empireum, torowałem sobie drogę do salki, gdzie był stół Roberta. Zastałem tam kilku jego przyjaciół, którzy zawsze z nim jadali; wszystko szlachta, z wyjątkiem paru mieszczan, ale takich w których ci „dobrze urodzeni” od szkolnej ławy wyczuli przyjaciół z którymi zbliżyli się chętnie, dowodząc tem,

157