Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzielić życie wewnętrzne Odety, nawet przyszłość, którą zdawała się oglądać w zadumie; nie czuć w niej było osadu żadnych złych wyruszeń. Takie chwile, mimo iż coraz rzadsze, nie były daremne. We wspomnieniu, Swann spajał te cząsteczki, zacierał szczeliny, odlewał w złocie Odetę pełną dobroci i spokoju; dla tej Odety uczynił później (jak się to okaże w drugiej części utworu), ofiary, których nie byłaby uzyskała tamta.
Ale jakże te chwile były rzadkie, i jak mało ją teraz widywał! Nawet co się tyczyło ich wspólnego wieczoru, dopiero w ostatniej minucie Odeta mówiła mu, czy będzie mu go mogła udzielić; licząc bowiem na to że Swann jest dla niej zawsze wolny, chciała się wprzód upewnić czy nikt inny nie zapowie się do niej. Powiadała mu, że musi czekać na odpowiedź niezmiernej dla niej wagi; i nawet w czasie bytności Swanna, w ciągu wieczora, jeśli przyjaciele wzywali Odetę do teatru lub na kolację, podskakiwała radośnie i ubierała się coprędzej. W miarę postępów tualety, każdy jej ruch zbliżał Swanna do chwili w której będzie trzeba pożegnać kochankę, do chwili w której Odeta pomknie niewstrzymanym pędem. Kiedy wreszcie gotowa, zatapiając po raz ostatni w lustrze podniecone i baczne spojrzenia, kładła nieco różu na wargi, poprawiała grzywkę i kazała podać błękitny wie-

66