Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będzie mógł ukoić w jej ramionach dręczący go niepokój. W końcu, zawołano o powozy.
— Zatem do widzenia, niezadługo, prawda? — rzekła pani Verdurin do Swanna; starając się uprzejmem spojrzeniem i wymuszonym uśmiechem odwrócić jego uwagę od tego, że nie mówi mu jak zawsze: — „Jutro w Chatou, pojutrze u nas”.
Państwo Verdurin pomieścili z sobą Forcheville’a; Swann czekał na ich odjazd, aby zaprosić Odetę do swego powozu.
— Odeto, odwieziemy cię, rzekła pani Verdurin; masz kawałeczek miejsca koło pana de Forcheville.
— Tak, proszę pani, rzekła Odeta.
— Jakto, ależ ja myślałem, że ja panią odwiozę, — wykrzyknął Swann bez żadnych ceremonji, bo drzwiczki były otwarte, sekundy policzone, a on nie czuł się na siłach aby wrócić bez Odety.
— Pani Verdurin prosiła mnie...
— No, może pan wrócić sam, zostawialiśmy ją panu dosyć razy, rzekła pani Verdurin.
— Ale ja miałem pani Odecie powiedzieć coś bardzo ważnego.
— No to jej pan napisze...
— Do widzenia, rzekła Odeta podając mu rękę.
Starał się uśmiechnąć, ale miał wyraz przybity.
— Czy widziałeś, co sobie teraz ten Swann z nami pozwala, rzekła pani Verdurin do męża, kiedy

17