Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

między panią Verdurin a paroma gośćmi; zdawało mu się, że pani Verdurin przypomina pianiście, aby się stawił jutro na wycieczkę do Chatou; otóż jego, Swanna, nie zaproszono.
Verdurinowie mówili półgłosem i ogólnikowo; ale malarz, zapewne przez roztargnienie, wykrzyknął:
— Nie będziemy palili światła; niech gra Sonatę księżycową w ciemności, żebyśmy lepiej widzieli jak się wszystko rozświetla.
Pani Verdurin, widząc że Swann jest o dwa kroki, przybrała ów wyraz, w którym nakaz milczenia, oraz chęć zachowania niewinnej miny wobec osoby która słyszy, neutralizują się w skupionej obojętności wzroku, maskując nieme oznaki wspólnictwa uśmiechem naiwności. Wyraz ów, wspólny wszystkim którzy spostrzegą „gaffę”, zdradza natychmiast tę gaffę, jeżeli nie temu kto ją popełnił, to przynajmniej temu kto jest jej przedmiotem. Odeta przybrała nagle wyraz osoby zrozpaczonej, która nie ma sił walczyć przeciw miażdżącym trudnościom życia, a Swann liczył trwożnie minuty, dzielące go od chwili, gdy, opuściwszy restaurację, będzie mógł, w czasie wspólnego powrotu, prosić jej o wyjaśnienia, wymóc aby nie jechała jutro do Chatou lub postarała się o zaproszenie dla niego; gdy wreszcie

16