Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zajutrz zbudzić w mieście z marmuru i złota, „strojnem jaspisem i brukowanem szmaragdami”. Zatem Wenecja i Miasto lilij nie są jedynie fikcyjnemi obrazami, któremi się igra w wyobraźni, ale istnieją w pewnej odległości od Paryża, którą trzeba absolutnie przebyć, o ile się chce je widzieć, w pewnem określonem miejscu na ziemi — tem a nie innem, — słowem, że są bardzo rzeczywiste. Stały się jeszcze rzeczywistsze dla mnie, kiedy ojciec, powiadając: „Ostatecznie, mógłbyś zostać w Wenecji od 20 do 29 kwietnia, a przyjechać do Florencji w Pierwsze Święto rano”, wydobył oba miasta nietylko z oderwanej Przestrzeni, ale z owego urojonego Czasu, gdzie mieścimy na raz nie jedną podróż, ale i inne, równoczesne, i to bez zbytniego wzruszenia, wobec tego, że są tylko możliwe; z owego Czasu, który odradza się tak skutecznie, iż można go jeszcze spędzić w jednem mieście, spędziwszy go w innem. I ten fakt, że ojciec poświęcił owym miastom specjalne dni, stał się świadectwem autentyczności przedmiotów, na które owe dni były przeznaczone; te bowiem jedyne dnie niszczą się w użyciu, nie wracają, nie można ich przeżyć w jednem miejscu, skoro się je przeżyło w innem. Uczułem, że owe dwie królowe miast, których katedry i wieże miałem, na zasadzie jakże wzruszającej geometrji, wpisać w plan własnego życia, kierują się ku

194