Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdybyś ty gdzie siedział schowany. Myślę, że byłbyś ze mnie rad, kotuśku. Mimo wszystko, twoja Odetka ma swoje dobre strony, chociaż ktoś się na nią tak wybrzydza.
Zresztą nawet jej wyznania win — o ile przypuszczała że Swann je sam odkrył — raczej służyły mu za punkty wyjścia dla nowych podejrzeń niż kładły koniec dawnym. Bo nigdy wyznania nie pokrywały się całkowicie z podejrzeniami. Daremnie Odeta usuwała ze swojej spowiedzi wszystko zasadnicze; zawsze w ubocznych szczegółach pozostawało coś, czegoby Swann nigdy nie wyroił, coś co go przytłaczało nowością i pozwalało mu przesunąć granice problematu zazdrości. I tych wyznań nie mógł już zapomnieć. Dusza jego włóczyła je, odrzucała, kołysała jak trupy. I była niemi zatruta.
Jednego razu Odeta wspomniała mu o wizycie, jaką Forcheville złożył jej w dniu festynu Paris-Murcie. „Jakto, tyś go już znała? Ach, tak, prawda”, — poprawił się, aby nie zdradzić że nie wiedział o tem. I nagle zaczął drżeć na myśl, że w dzień tego festynu, kiedy dostał od Odety list, który przechowywał jak świętość, ona była może z Forchevillem na śniadaniu w Maison d’Or. Przysięgła mu, że nie.
— A jednak Maison d’Or przypomina mi coś, o

157