Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czem się dowiedziałem że nie było prawdą — rzekł, aby ją nastraszyć.
— Tak, że nie byłam tam owego wieczora, kiedym ci powiedziała że idę stamtąd, wówczas gdyś mnie szukał u Prévosta, odparła (wnosząc z miny Swanna, że wie o tem) z determinacją, w której było więcej nieśmiałości niż cynizmu, i obawą podrażnienia Swanna (co przez ambicję chciała ukryć) i wreszcie chęć pokazania mu, że umie być szczera. Toteż uderzała z precyzją i siłą kata, mimo iż bez okrucieństwa, bo Odeta nie miała świadomości bólu jaki mu zadaje; nawet zaczęła się śmiać, głównie coprawda dlatego, aby się nie wydać upokorzoną, zmieszaną.
— Istotnie, nie byłam w Maison Dorée, wychodziłam od Forcheville’a. Byłam naprawdę u Prévosta, to nie była blaga; Forcheville spotkał mnie tam, i zaproponował mi, żebym obejrzała jego sztychy. Ale ktoś przyszedł do niego. Powiedziałam ci, że idę z Maison d’Or, bo bałam się zrobić ci przykrość. Widzisz, to było raczej uprzejmie z mojej strony. Przypuśćmy żem źle zrobiła, przynajmniej mówię ci to otwarcie. Jakiż interes miałabym w tem aby ci równie dobrze nie powiedzieć gdyby to była prawda, że z nim byłam na śniadaniu w dniu Paris-Murcie? Tem bardziej, że w tym cza-

158