Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niąc Odety, wypytać jej, czy miała kiedy stosunki z rajfurkami. Prawdę mówiąc, był przekonany że nie; anonim wprowadził to przypuszczenie w jego świadomość, ale w sposób mechaniczny; nie znalazło tam ono żadnej wiary, ale utkwiło. Aby się pozbyć czysto materjalnej ale dokuczliwej obecności podejrzenia, Swann pragnął, aby Odeta je wyrwała.
— Och, nie! To nie znaczy aby mnie nie oblegano propozycjami, dodała odsłaniając w uśmiechu zadowolenie próżności i nie podejrzewając że mogłoby się ono nie wydać Swannowi czemś godziwem i uprawnionem. — Ot, wczoraj jeszcze czekała na mnie więcej niż dwie godziny, ofiarowywała mi ile sama zechcę. Zdaje się, że jakiś ambasador powiedział jej: „Zabiję się, jeżeli mi jej pani nie przprowadzisz”. Powiedziano jej, że mnie niema w domu; w końcu wyszłam sama się z nią rozmówić, aby sobie poszła. Chciałabym żebyś widział, jak ja ją przyjęłam! Pokojówka, która słyszała z sąsiedniego pokoju, mówiła mi, żem krzyczała na cały głos: „Ależ powiadam pani, że nie chcę! Taki już mam kaprys, że nie mam ochoty. Myślę, że chyba mi wolno robić co mi się podoba! Gdybym potrzebowała pieniędzy, a, wówczas rozumiem” Nakazałam odźwiernemu, żeby jej nie wpuszczał: powie że jestem na wsi. Och, byłabym kontenta,

156