Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się retrospektywnie wyda jego wybieg, czy przez brak odwagi aby sformułować jakieś większe żądanie (większe od tego które miał prawo powtórzyć, skoro nie pogniewało Odety za pierwszym razem), w następne dni Swann uciekł się do tego samego pretekstu. Jeżeli Odeta miała katleje u stanika, mówił: „To fatalne, dziś nie potrzeba poprawić katleji, nie przekrzywiły się jak wówczas. Ale zdaje mi się, że ta jedna nie siedzi bardzo prosto. Wolno spróbować, czy tak samo nie pachną jak tamte?” Lub, kiedy ich nie miała: „Och! niema katleji dziś wieczór, niema dla mnie żadnego ratunku”. Tak że przez jakiś czas nic nie zmieniało się w porządku, jakiego Swann trzymał się pierwszego wieczora, rozpoczynając od dotykania palcami i ustami piersi Odety — i od tego też zaczynały się za każdym razem jego pieszczoty. I o wiele później, kiedy poprawianie (lub rytualna komedja poprawiania) katleji oddawna wyszła z użycia, przenośnia „poprawiać katleje”, przeżyła w ich języku ów zapomniany obyczaj, stając się jego pamiątką. Zmieniła się w potoczny termin używany bez myśli na oznaczenie aktu fizycznego posiadania — w którym zresztą nie posiada się nic. I może ten swoisty sposób określania aktu miłości miał inny odcień niż jego synonimy. Daremnie się blazujemy w miłości, daremnie uważamy posiadanie kobiet, choćby najróż-

170