Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

patrzała nań bystro, tęsknym i poważnym wzrokiem, jaki mają kobiety florenckiego mistrza, do których mu się wydała podobna. Oczy jej, zbiegłe na kraj powiek, błyszczące, długie i wąskie, jak oczy tamtych kobiet, zdawały się gotowe wypłynąć jak dwie łzy. Gięła szyję, jak robią wszystkie tamte, w pogańskich scenach czy w obrazach religijnych. I, w pozie do której zapewne nawykła, uważając ją za właściwą w podobnych wypadkach i nie zapominając jej przybrać, Odeta, zdawałoby się, skupiła wszystkie siły aby powstrzymać swoją twarz, jakgdyby niewidzialna moc ciągnęła ją do Swanna. Ale nim ją skłoniła, jakby wbrew woli, na jego wargi, Swann przytrzymał na chwilę tę twarz w pewnej odległości, więżąc ją w obu rękach. Chciał zostawić swojej myśli czas aby nadbiegła, aby poznała marzenie pieszczone tak długo, aby była świadkiem jego ziszczenia, niby krewna, którą się wzywa aby wzięła udział w powodzeniu ukochanego dziecka. Tę twarz Odety, jeszcze nie posiadanej, ani nawet jeszcze nie całowanej przez niego, Swann widział ostatni raz; i może wlepiał w nią owo spojrzenie, którem, w dniu odjazdu, chciałoby się unieść krajobraz, nim się go opuści na zawsze.
Posiadł ją wreszcie tego wieczora, zaczętego od poprawiania katleji. Ale był z nią tak nieśmiały, że, czy to przez obawę zmrożenia Odety, czy z lęku że

169