Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie i wcalebym nie lubiła, żeby mi ktoś o tem mówił.
Nie siliła się zresztą przekonywać ich, bo stare panny, przez wstręt do pospolitości, tak daleko posuwały sztukę spowijania aluzyj osobistych w przemyślne peryfrazy, że aluzja przechodziła często niepostrzeżona nawet przez tę osobę, do której się zwracała. Co do mojej matki, myślała jedynie o tem, aby uzyskać od ojca pozwolenie natrącenia Swannowi nie o żonie, ale o córce, którą ubóstwiał i dla której podobno w końcu zawarł to małżeństwo.
— Mógłbyś mu rzec o niej słówko, spytać jak się miewa. To musi być dla niego takie okrutne.
Ale ojciec gniewał się: — Ależ nie! ty masz niedorzeczne pomysły. Toby było śmieszne.
Ale jedyną osobą, dla której przybycie Swanna stanowiło bolesne przejście, byłem ja. Bo w owe wieczory, kiedy obcy, lub tylko pan Swann, byli u nas, mama nie zachodziła do mego pokoju. Nie jadłem przy stole, przychodziłem po obiedzie do ogrodu, a o dziewiątej mówiłem dobranoc i szedłem spać. Jadłem przed wszystkimi, później siedziałem przy stole do ósmej, o której to godzinie było przyjęte, że mam iść do siebie; ten cenny i delikatny pocałunek, który mama powierzała mi

60