Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ku, aby jej przynieść tradycyjną torebkę kasztanów w cukrze, nie omieszkała nigdy, o ile byli goście, zagadnąć go:
— No i co, panie Swann, zawsze pan mieszka blisko hali win, dla pewności że się pan nie spóźni na kolej, gdyby pan jechał do Lyonu?
I poprzez okulary patrzała z pod oka na gości.
Ale gdyby ktoś powiedział ciotce, że ten Swann, mający, jako syn starego Swanna, wszystkie dane na to, aby bywać w całem wysokiem mieszczaństwie, u najszanowniejszych paryskich rejentów i adwokatów (przywilej z którego nie zdawał się zbytnio korzystać), prowadzi, jakby w sekrecie, życie zgoła odmienne; że, wychodząc od nas w Paryżu, powiedziawszy że idzie do domu spać, skręca na pierwszym rogu i udaje się do jakiegoś salonu, którego nie oglądało nigdy oko żadnego agenta giełdowego ani jego wspólnika, wydawałoby się to jej tak niesłychane, jakby się bardziej oczytanej damie wydała myśl, że mogłaby być w osobistych stosunkach z Arysteuszem, i dowiedzieć się iż, porozmawiawszy z nią, ów idzie się zanurzyć w królestwo Tetydy, w niewidzialne oczom śmiertelnych państwo, gdzie — jak opowiada Wirgiliusz — przyjmują go z otwartemi ramionami; lub — aby się trzymać obrazu przystępniejszego dla ciotki, bo oglądała go na małych talerzykach w Combray — że

51