Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sze szczegóły, przepisy kucharskie, ale nawet kiedy siostry babki poruszały tematy artystyczne. Prowokowany przez nie do wydania sądu, do wyrażenia podziwu dla jakiegoś obrazu, zachowywał milczenie prawie niegrzeczne, odbijając to sobie, kiedy mógł dać konkretne informacje o muzeum, gdzie się ów obraz znajduje, lub o dacie jego powstania. Ale zazwyczaj starał się nas poprostu zabawić, opowiadając za każdym razem nową historyjkę, która mu się zdarzyła z ludźmi z naszego kręgu znajomych: z aptekarzem z Combray, z kucharką, z woźnicą. Opowiadania te pobudzały zawsze do śmiechu ciotkę, ale nie rozróżniała dobrze, czy to z powodu pociesznej roli, jaką w nich sobie zawsze dawał Swann, czy też z przyczyny dowcipu jakim je zaprawiał.
— Trzeba panu przyznać, że pan jest dobra figura, panie Swann! — mówiła.
Ponieważ była w naszej rodzinie jedyną osobą trochę pospolitą, nigdy, kiedy mówiła do kogoś obcego o Swannie, nie omieszkała zaznaczyć, że on, gdyby chciał, mógłby mieszkać przy boulevard Haussmann, albo przy avenue de l’Opéra, że jest synem starego Swanna, który musiał mu zostawić cztery czy pięć miljonów, ale że taki ma kaprys. Kaprys ten wydawał się jej tak ucieszny, że w Paryżu, kiedy Swann przychodził w dzień Nowego Ro-

50