Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mości młodego człowieka, na które dawni przyjaciele rodziny — jak moi rodzice — przymykali oczy tem pobłażliwiej, ile że, od czasu jak był sierotą, odwiedzał nas nadal bardzo wiernie; ale można było iść o zakład, że ci nieznani nam jego znajomi są z rzędu tych, którym nie śmiałby się ukłonić, gdyby ich spotkał, będąc w naszem towarzystwie.
Gdyby się chciało koniecznie zastosować do Swanna jakiś współczynnik społeczny, wyróżniający go z pomiędzy innych synów agentów giełdowych na równym mniejwięcej poziomie, współczynnik ten byłby dlań trochę niższy, ponieważ Swann, bardzo prosty w sposobie życia i zawsze trochę „zwarjowany” na punkcie starożytności i obrazów, mieszkał obecnie w starym domu, gdzie skupiał swoje kolekcje; w domu o którego zwiedzeniu marzyła moja babka, ale który znajdował się przy quai d’Orléans, w dzielnicy, gdzie, zdaniem ciotki, mieszkać było kompromitacją.
— Czy pan się zna choć na tem? Pytam pana w jego własnym interesie, bo handlarze muszą panu wpychać śmieci, mówiła do Swanna moja ciotka; nie przypisywała mu w istocie żadnej kompetencji i nie miała wysokiego pojęcia nawet o intelekcie człowieka, który w rozmowie unikał poważnych tematów i okazywał nader prozaiczną ścisłość, nietylko kiedy nam dawał, wchodząc w najmniej-

49