Strona:Mali mężczyźni.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powalę!“ zawołał Dan, wyrywając się z ręki trzymającéj go za kołnierz.
„Zbliż się, zbliż — jeszczem nie pobity!“ krzyknął Emil, chociaż pięć razy został rzucony o ziemię.
„Oni się bawią w glad... jakże się to nazywało u Rzymian, wuju?“ zawołał Adaś, ogromnie przejęty tą nową zabawą.
„To byli bydlęta, a myśmy się już ucywilizowali — i nie pozwolę, byście z mojéj stodoły robili koloseum. Czyjto był pomysł?“ zapytał pan Bhaer.
„Dana,“ odpowiedziało kilka głosów.
„Czyś nie wiedział, że to zakazane?“
„Wiedziałem,“ mruknął opryskliwie.
„Więc dla czegoś przekroczył przepis?“
„Bo z nich będą niewieściuchy, jak się nie nauczą bić.“
„Czy Emil, jak niewieściuch, zachował się przed chwilą? Niebardzo na to wygląda,“ rzekł pan Bhaer, stawiając ich naprzeciw siebie. Dan podbił sobie oko i poszarpał odzież; Emil zbroczony był krwią, gdyż przyciął sobie wargi i skaleczył nos, a na czole miał guz czerwony i duży, jak śliwka; jednak mimo ran, pożerał wzrokiem nieprzyjaciela i widocznie aż drżał do bójki.
„Emil biłby się doskonale, gdyby go kto poduczył,“ rzekł Dan, niemogąc odmówić pochwały chłopcu, który go zmusił do natężenia wszystkich sił.
„Późniéj będzie się uczył szermierki i boksowania, ale nim to nastąpi, lekcye kaleczenia się będą zupełnie zbyteczne. Idźcie obmyć twarze; a ty, Danie, pamiętaj, że jeżeli raz jeszcze przekroczysz przepisy, to cię natychmiast wydalę. Taka była ugoda: gdy sam będziesz czynił, co do ciebie należy — to i my spełnimy przyjęte obowiązki.“