Strona:Mali mężczyźni.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wzajemnie nauczać. Adaś sam niewiedząc o tém, będzie rozbudzał w tobie poczucie moralności; ty wyrobisz w nim zdrowy rozsądek; a ja będę miała tę pociechę, żem wam obu dopomogła.“
Trudnoby opisać, jak się Dan ucieszył i wzruszył tą ufnością i pochwałą. Nikt mu dotąd nie wierzył, nikt nie dbał o to, żeby w nim wynajdywać i podniecać dobre skłonności; nikt nie podejrzéwał, ile dobrego ukrywa się w piersi tego zaniedbanego chłopca, który chociaż się chylił szybko do upadku, umiał jednak czuć i cenić życzliwość i pomoc ludzką. Żaden zaszczyt w późniejszym wieku nie byłby dlań o połowę tak szacownym, jak prawo nauczania swych nielicznych cnót i szczupłego zapasu umiejętności Adasia, którego tak szanował. Żaden w świecie hamulec nie zdołałby go tak powstrzymać od złego, jak ten niewinny towarzysz, poruczony jego opiece.
Pod tém wrażeniem odważył się powiedziéć pani Ludwice, jaki plan przed chwilą ułożyli, i ucieszyło ją to, że pierwszy krok został już postawiony, w tak naturalny sposób.
Widząc, że to wszystko tak dobrze oddziaływa na Dana, radowała się niezmiernie, bo wytrwała nad nim praca przynosiła już widoczne owoce. Zachodziła w nim coraz większa zmiana, czuł bowiem, że ma przyjaciół i miejsce na świecie, — że ma cel do życia i pracy. Mało wprawdzie mówił, ale się odwdzięczał za dowody przywiązania wszystkiém, co miał najzacniejszego w duszy. — Tak więc Dan został ocalony.
Spokojną z nim rozmowę pani Bhaer, przerwał radosny okrzyk Teodorka, który ku ogólnemu zdumieniu złowił pstrąga, tam, gdzie ich nie było od dawnych lat. Tak był oczarowany niespodziewaną zdobyczą, że się koniecznie chciał popisać przed całym