Strona:Mali mężczyźni.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

glądała się łaskawie cukrowéj róży, chociaż byłaby wolała prawdziwy kwiatek, „ładnie pachnący“.
Gdy przyjechał po nią ojciec, powstał ogólny płacz, i spadł na nią tak rzęsisty deszcz pamiątek, że pan Laurence poprosił o duży wóz, żeby je przystawić do miasta. Były to dary bardzo trudne do upakowania, mianowicie: biała mysz, ciastka, żółwie skorupy, królik szamoczący się w worku, duża głowa kapusty dla tegoż, i olbrzymi bukiet. Pożegnanie było bardzo wzruszające: w przedsionku na stole, siedziała księżniczka, otoczona poddanymi; ucałowała kuzynków, i podała rączkę innym chłopcom; a każdy uścisnąwszy ją ostrożnie, dodał jakie miłe słówko, bo ich uczono niewstydzić się swoich wrażeń.
Nareszcie wyrwał ją ojciec z pomiędzy nich, i odjeżdżając, z uśmiechem przesyłała znaki rączkami, a chłopcy pousiadali na płocie, z przeraźliwymi okrzyki: „Przyjedź niezadługo, przyjedź!“ Wszyscy tęsknili, i każdy czuł niewyraźnie, że go ulepszyło poznanie istotki tak miłéj, delikatnéj i słodkiéj, — bo mała Becia rozbudzała w nich tę szlachetną potrzebę, by jakiś przedmiot kochać, wielbić i z tkliwém poszanowaniem, opieką osłaniać. Wielu mężczyzn pamięta, że jaka ładna dziecina, czarowną mocą niewinności, zdobyła sobie miejsce w ich sercach, i przechowała się w pamięci. Mali mężczyzni z Plumfield uczyli się właśnie odczuwać tę potęgę, i miłować jéj dobry wpływ; uczyli się nie wstydzić, że nimi kieruje mała rączka, i że zawdzięczają swą zacność kobiécie, — chociaż dopiéro w pączku była.