Strona:Mali mężczyźni.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i napotkałém go w piwnicy, gdzie opłakiwał stratę ojca i skrzypków. Zdaje mi się że w nim jest dobry materyał, i że go możemy wyratować wspólnemi siłami. Skoro ty wyleczysz jego nędzne ciało, a Fritz rozwinie zaniedbany umysł, wówczas ja się nim zajmę i zbadam, czy to geniusz, czy tylko utalentowany chłopiec, który będzie mógł zapracować sobie na chléb. Przyjmijcie go na próbę, przez wzgląd na
waszego
„Teodorka.“
„Ma się rozumieć że go przyjmiemy!“ zawołała pani Bhaer, a zobaczywszy Alfreda, pomyślała od razu że czy jest geniuszem lub nie, — jako opuszczony, schorzały chłopiec, potrzebuje tego właśnie co ona dawać lubi: to jest ogniska domowego i macierzyńskiéj opieki. Oboje z mężem przyglądali mu się znienacka, i pomimo obdartéj odzieży, niezgrabnego obejścia i brudnéj twarzy, z wielu rzeczy im się podobał. Był to szczupły blady, chłopczyk lat dwunastu; miał niebieskie oczy i czoło kształtne pod szorstkim i zaniedbanym włosem. Nieśmiała twarz bywała chwilami tak zalęknioną, jak gdyby się spodziewał ostrych słów lub uderzenia; usta mu drgały jak kto mile spojrzał, a oczy patrzyły wdzięcznie, za każde łagodne słowo. „Niech sobie grywa biedaczek, choćby całymi dniami,“ pomyślała pani Bhaer, spostrzegłszy radość jego na wzmiankę o orkiestrze.
Po wieczerzy zatém, gdy się chłopcy rozproszyli, pani Ludwika ukazała się ze skrzypcami w rękach, i porozumiawszy się krótko z mężem, przystąpiła do Alfreda który z kącika przyglądał się wszystkiemu, z żywą ciekawością.
„Zagraj co, mój drogi. Potrzebujemy skrzypcy do orkiestry, więc nam się możesz bardzo przydać.“