Strona:Mali mężczyźni.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bym chętnie, żeby odświéżyć w pamięci wiadomości, których wprawdzie, jak przyzna pani Bhaer, nigdy nie posiadałem wiele. Ponieważ Dan dużo wié o ptakach, owadach i tym podobnych rzeczach, niechże weźmie to muzeum w opiekę; a od czasu do czasu, każdy z was po kolei przeczyta lub opowié coś o zwierzęciu, minerale lub roślinie. W ten sposób łączyć się będzie przyjemność z pożytkiem. — Cóż ty na to, profesorze?“
Bardzo mi się ta myśl podoba i dam chłopcom wszelką pomoc; ale podobno mamy niewiele stosownych do tego książek,“ rzekł pan Bhaer, którego już brała chęć na ulubione wykłady geologiczne.
„Musicie miéć także bibliotekę przywiązaną do muzeum. — Czy ta książka przyda się na co?“ zapytał Artur, wskazując Danowi tom, leżący na szafie.
„O! i bardzo; jest w niéj wszystko, co się odnosi do owadów. Wziąłem ją tu umyślnie, żeby się nauczyć przypinania motyli; ale się nie uszkodzi, bo zawinięta w papiér,“ rzekł Dan, biorąc książkę do ręki — z obawy, by Artur nie posądził go o niedbalstwo.
„Podaj mi ją,“ rzekł tenże. Napisał na niéj ołówkiem imię Dana, i kładąc na półce obok sowy bez ogona, dodał: „Niechaj to stanowi początek biblioteki, którą będę ciągle wzbogacał — Adasiowi zaś poruczam nad nią opiekę. — Ludko, powiedz mi, gdzie są dziełka, któreśmy czytywali razem w dzieciństwie? Pamiętam jakąś „Architekturę owadów“ i różne książki opisujące wojny mrówek, królowę pszczół, świerzczy wygryzujących dziury w ubraniu i wykradających mleko.“
„Są u rodziców moich na poddaszu; ale je odbiorę teraz, i zajmę się pilnie historyą naturalną,“ rzekła pani Bhaer, skora do każdego przedsięwzięcia.