Strona:Mali mężczyźni.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zęby wyszczerzał tak naturalnie, że Teodorek zadrżał, wszedłszy z kokonem, swym najcenniejszym skarbem.
„A co, nie pięknie tutaj? Ktoby pomyślał, że mamy tak wiele osobliwości? To mój dar; czy źle wygląda? Możnaby zrobić majątek, gdyby się urządziło płatne wejście,“ odezwał się Jakubek.
„To jest wolne muzeum, i jeżeli zechcecie na niém spekulować, zmażę swe nazwisko z nad bramy,“ rzekł pan Laurence, obracając się tak żywo, że chłopiec pożałował niebacznych słów.
„Prosimy o mowę!“ zawołał pan Bhaer.
„Słuchamy, słuchamy!“ dodała pani Ludwika.
„Jestem zbyt nieśmiały; ale ty przemów, boś wprawna,“ rzekł pan Laurence, cofając się ku drzwiom, by łatwiéj uciec.
Pani Ludwika zatrzymała go jednak, i spojrzawszy dokoła siebie na dwanaście par brudnych rąk, rzekła ze śmiéchem:
„Jeżeli powiem prelekcyę, to chyba o chemicznych własnościach mydła. Ale doprawdy, że jako założyciel, powinieneś przemówić choćby w krótkich słowach. Odwdzięczymy się grzmotem oklasków.“
Widząc, że rad nie rad musi uledz żądaniu, wzniósł oczy w górę, gdzie wisiała Polly, — jak gdyby szukał natchnienia w tym jaskrawym ptaku, i usiadłszy za stołem, odezwał się żartobliwie, jak to było jego zwyczajem:
„Chyba to wam powiem, moje chłopcy, że pragnę, aby to nowe muzeum przynosiło nietylko przyjemność, ale i pożytek. Samo układanie rzadkich okazów, nie stanowi korzyści: trzeba czytywać odpowiednie książki, aby się i samym kształcić i módz objaśniać zwiedzających. Ja to niegdyś bardzo lubiłem, i dziś słuchał-