Polackenthums mit dem französischen Firniss gar nicht bis in's Detail kennen lernen und ängstlich vor unserer Berührung bewahren.”
Przy końcu zarzuca nas Autor rozmaitemi inkryminacyami, jako to: że chcemy władze pruskie polonizować, że usiłujemy kościół katolicki, który jest powszechnym, przerobić na kościół specyalnie polsko-katolicki, że pragniemy język polski do stopnia języka panującego wynieść i t. d., i t. d. Gdy ostatecznie cały zapas wyczerpnął, obraca się i uderza na obojętnych.
Sądzićby należało, że z obojętnymi powinienby Autor być w zgodzie, albowiem nie są zawzięci i nieszkodliwi, ale i ci nie zasłużyli sobie na jego względy dla tego, że, — jak powiada, — są fałszywi, skryci i, pomimo że nic dla sprawy polskiéj nie pracują, Niemcami zostać zdeklarować się nie mogą. Renegatów, — wzdrygając się, mówi, — niechętnie widzimy, nie ma téż nic wstrętliwszego, jak odstępca, t. j. człowiek, który z żądzy znaczenia i utylitarnych względów przeciw własnemu przekonaniu zewnętrznie przyjaźń dla nas okazuje, a wewnętrznie przeciw nam walczy i, według francuzkiego wzoru, uśmiecha się każdemu słońcu, które urzędownie świeci.[1] Przykrą i dotkliwą jest czytać opinie przeciwnika, z których każdego słowa tryska wzgarda dla zbłąkanych lub zbiegłych, a opinii tych jest tu jeszcze długa kolumna, których tłomaczem być uczucie mi nie dozwala; gdy jednakże dla nauki współczesnych i przyszłych pokoleń, aby wiedziały, jak w przeciwnym obozie nie szanu-
- ↑ Zwracam uwagę Czytelnika na str. 5, gdzie rzecz zbliżenia się do rządzących szeroko jest rozebraną. P. H. v. H. dobitném wyrażeniem wzgardy, jaką jest ku odstępcom przejęty, nadaje moim zapatrywaniom i objawionym pod tym względem przekonaniom praktyczną podstawę.