Strona:Maksym Gorki - W więzieniu.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gorącej wody, dajcie no gorącej wody! Hej!
Szczękając łańcuchami, zbliżył się do Miszy, zakuty w kajdany, barczysty, wysmukły katorżnik o bladej twarzy z gęstą, jasną brodą. Spojrzał na studenta mrugnął oczami i rzekł z uśmiechem na ustach.
— Ha paniczu, złapali nareszcie ptaszka!
Ryży dozorca przyniósł Miszy w blaszance gorącej, cienkiej herbaty i wielki kawał czarnego chleba. Skórka jego podobna była do podeszwy buta, a lepka ośródka cuchnęła kwaśno.
W więzieniu huczało jak w ulu ós spłoszonych. Słychać było śmiechy, przekleństwa, urywki piosenek, i groźne wykrzyki dozorców, a w kurytarzu szeleściły cicho miotły, pluskała woda. Misza ciekawy życia i ludzi zamkniętych w tym starym, z brudu i kamieni składającym się budynku, nadstawiał uszy na te odłosy.
Mało czytał, mniej jeszcze widział. Aż do czasów uniwersyteckich pędził nudne życie w ponurym domu szwagra. Płynęło mu ono szaro, smutno i gdy potem dostał się między studentów, czuł się nieswojo. Wszyscy mówili z zapałem, mądrze, posługiwali się wyszukanym, książkowym językiem, rozprawiali o różnych sprawach społecznych... Wielka fala niezadowolenia z dotychczasowych warunków życiowych porwała Miszę i obudziła w jego duszy niejasną, ale silną żądzę protestu. Ale nie miał jeszcze czasu zdać sobie z tego sprawy, zrozumieć w jakim kierunku protest ten ma być właściwie zwrócony.