Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chu, że wśród tych niemieckich wilków morskich Polacy okazali się głową a Nemezis dziejowa tak pokierowała tymi synami polskiej ziemi.
Gdy Lis mówił o tem ze wszystkimi szczegółami, podnosiła się w nim tęsknota za takiemi wspaniałemi momentami, gdy można było pierońsko bić, bić na mord, krzesać „krzepę“ ze swych dębowych mięśni.
Zrozumiał go Wiktor. Wykładał mu, że jeśli Niemcy zamierzali terrorem rozstrzygnąć plebiscyt, Ślązacy musieli zawczasu pomyśleć o sparaliżowaniu ich bandyckich praktyk.
— Wtedy, Maks, będzie też dla ciebie robota!... — rzekł Wiktor. — Znajdziesz sobie godnych siebie pieronów. Bo nastaje czas, gdy Ślązacy będą panami tej ziemi, jeśli okażą się tego warci... Nie damy ziemi, skąd nasz ród! Dość służby, dość niewoli!
W oczkach Lisa łysnęło coś złowrogo i miał ochotę grzmotnąć pięścią w stół. Lecz w tym razie szkło na blacie byłoby wyprysło jak z procy i potłukło się. A to nie wypadało w towarzystwie kawalera z dobrego domu. Więc odsapnąwszy, Maks nalał wódki w kieliszki. Wiktor nie mógł już uchylić się od kieliszka, gdyż należało mu, jako prawemu Ślązakowi, wypić na pohybel długoletnich tyranów ich ojcowizny.
— Zobaczom, djabli Miemce! — mruknął Lis i prosił Wiktora, by dał mu znać, co, gdzie i kiedy, i niejako wziął go pod swoją komendę.
Nareszcie pani Fryda, odziana odświętnie, zaprosiła ich na obiad do izby mieszkalnej. Wypiła na cześć gościa duży kieliszek wódki i pochwaliła się przed nim, że, pozbywszy się tej gospody, obejmie w październiku bardzo okazały, przy głównym trakcie położony dom zajezdny w Szopienicach, jaki udało się Lisom nabyć korzystnie od jej krewnego. Mąż jej połykał kiełbasę, pomrukiem objawiając swe zadowolenie z tej strawy i czuwał nad tem, by