Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeden z nich szepnął mu na ucho: „bydziem bić szwabów...“ Bić. Mniejsza o to, kogo i czemu. Słowo to działało nań magicznie, bo rozumiał, że pić i bić stanowiło jego rację bytu na świecie. Więc nastawił uszy i niebawem wymknął się z flintą w noc sierpniową. Uśmiercił w Mikołowie dwóch „boszów“, w tem oficera i o świcie wrócił do domu, żałując, że powstanie omdlało w zarodku.
Dla Niemców postradał wszelki szacunek od dawna. Nie darmo żona jego powtarzała: „Deutschland, Deutschland über alles, próżno miska, próżny talerz“. I wielką wojnę przegrali.
Przypomniał się Lisowi przedświt rewolucji niemieckiej dnia 9 listopada i twierdził, że pierwszy strzał rewolucyjny na statku wojennym w Kilonji padł z inicjatywy marynarzy Polaków.
Pierony były to straszne, jak Maks Lis, który oczywiście trzymał się ich jak pies. Oni to pierwsi podszepnęli nieco bolszewizmem zarażonym kamratom słowo: rewolucja! Podobało się to widać szwabom, bo padło na odpowiedni grunt. A zatem rewolucja. Dobrze. Ale jak to zrobić?
Nie wiedzieli. Trzeba było o to spytać się Polaków. Zalecono im aresztować kapitana okrętu i przełożonych. Uskutecznili to, Lis pospołu z nimi, zaczem stanęli znów jak wół przed malowanemi wrotami. Poszli przeto raz jeszcze do kolegów, Polaków z zapytaniem, co dalej? Ci kazali im zawiadomić o tem załogi najbliższych statków wojennych i zachęcić do rewolty. I tak pierwszą iskrę tej rewolucji, która w oka mgnieniu wybuchła płomieniem i ogarnęła Niemcy, rozniecili Polacy.
Lis, który sam brał w tem udział, przysięgał Wiktorowi, że tak rzeczy się miały, jak opowiadał. Wymieniał nazwiska swych polskich kamratów, sławił bosmana, rodem z pod Poznania, wywierającego dominujący wpływ na marynarzy, i porucznik, zrazu sceptycznie usposobiony, radował się w du-