Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To pani? Pani moja!... — bełkotał, niemal bezprzytomny, i cała gama radosnych uczuć szarpała jego pierś.
Pies brał w tym festynie żywy udział, szczekał, darł się gwałtownie.
Niebawem Wiktor na wolności ściskał grubą łapę Lisa, który mamrotał:
— Ten przeklęty Nawoj dokaże wszystkiego. Djabeł nie człowiek.
Lis odprowadził ich do przygodnej kwatery porucznika de Saint Laurent a potem udał się do knajpy, gdzie zastał komunistę wśród Orgeszowców i butelek. Nachylił się do ucha Nawoja i szepnął mu:
— Gemacht...
Łypnął niebieskiemi oczkami na gęby burszów i zdjęła go markotność, albowiem uważał, że ta trójka łapaczów po sprawiedliwości powinna była skończyć w jego szponach. Nie przeszkodziło mu to wszakże pić z nimi na umór.
Orgeszowcy i stary dozorca zawdzięczali swe życie pannie Jadwidze. Zakazała ona bowiem wyraźnie wszelakich gwałtów, zwłaszcza, że rozumiała, iż zabójstwo kilku Niemców niemal przed oczami Komisji Międzysojuszniczej i urzędów niemieckich dostarczyłoby Niemcom pożądanego materjału przeciwko Polakom. Sprawa uprowadzenia Wiktora Kuny, przeinaczona stosownie do uznania niemieckiego komisarjatu plebiscytowego, stałaby się gradem kamieni i odbiła o uszy Rady Ambasadorów.
Gdy zmierzch zapadł, panna Jadwiga uwoziła wyzwolonego więźnia samochodem do Mysłowic, gdzie z bijącem sercem oczekiwali go uprzedzeni już o wszystkiem rodzice.
Wiktor, zrazu ogromnie podniecony, spoczywał na poduszkach samochodu jakby do dna wyczerpany i, gdy panna Jadwiga wypytywała go jeszcze o przebieg jego katastrofy i o dni więzienne, zby-