Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miona. Działała na niego jak baterja elektryczna. Strzały, strejk, zawierucha, powstanie byłyby go wprowadziły w fatalny humor, lecz w obliczu tego wiośnianego zjawiska zapominał o wszystkiem.
— Agato! — wołał do żony. — Każ zaraz przynieść świeżej kawy. Przecież ta dziewczyna z pewnością nie miała jeszcze nic w ustach. To prawdziwy kozak. Że tego gdzie nie przyaresztowali!... Ona teraz będzie robić powstanie śląskie. Koniec świata! Amazonki zapanują, wezmą nas za łby!
Sam — czego nikt jeszcze nie widział — począł własnoręcznie krajać dla niej chleb. A ona trzepała językiem, opowiadała, a bił od niej taki zapał, że wszyscy, nie wyłączając służącej, spozierali w nią, jak w tęczę.
— Agato! — rozkazywał znów dyrektor pierwszej swej służebnicy. — Połóż tę dziewczynę do łóżka, bo to przecież nie spało po ludzku. Gotowa klapnąć.
Ale panna Jadwiga, która rozumiała tyle po niemiecku, zaprotestowała:
— Muszę biedz do miasta i zobaczyć, czy Niemcy już pouciekali.
— I ja z panią! — zawołała Matylda, niepokojąc się już o swego narzeczonego.
Dyrektor mruczał coś w obłędzie, lecz uwagi jego przepadały w rozgwarze niewieścim. Panna Jadwiga przypadła do niego, oblała mu twarz złotym uśmiechem i potrząsnęła jego rękę gwałtownie:
— Dziękuję pięknie za śniadanie i do widzenia!
Tyle jej było. Dyrektor, gładząc łysinę i szurając pantoflami, zbliżył się do okna i wyzierał za nią na ścieżkę, po pagórkach biegnącą do miasta.
Jeszcze panny nie wyszły z ogrodu, gdy ukazał się na tym chodniku Wiktor. Kroczył żwawo, spodziewając się, że dowie się w willi, gdzie zapodziała się panna Jadwiga. Otóż miał ją znowu przed oczyma, w granatowej sukience z barwnemi wypust-