Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjdzie ci teraz zbić tego łajdaka na kwaśne jabłko.
— Co pan sędzia zamierza zrobić ze swym bratem?
— Najpierw baty i jeszcze raz baty. Trzeba go leczyć z polskości. Po tej pierwszej wcierce posiedzi sobie w więzieniu wrocławskiem.
— A jeśli go zastrzelą na drodze? — spytał Lis po chwili milczenia.
Nie Zabroniłem Muszę mieć wzgląd na ojca i na jego matkę.
— Strasznieby rozpaczali...
— Tak!... Nie rozumieją, że w tych czasach trzeba mieć serce ze stali.
— Pan dyrektor kocha bardzo pana Wiktora — zauważył jeszcze Lis.
— Istotnie kocha go więcej niż mnie i Matyldę, bo ten karlus umie go rozweselić. Zwykle awanturnik, łajdak większe ma szczęście u ludzi, zwłaszcza u kobiet, od porządnego człowieka — zaopinjował „porządny człowiek“ i powstał z krzesła zirytowany.
Przeszedłszy przez pokój, stanął przed Lisem.
— Maksie, ty wiesz niejedno... Czy oni odważą się na drugą ruchawkę?
— Nie mają ani broni ani amunicji.
— Onegdaj znów wykradli nam w Kędzierzynie dwa wagony broni! Mają wśród kolejarzy wielu zaprzedanych polskości buksów. Ty musisz mieć oko na kolejarzy, podawać nam nazwiska wszystkich podejrzanych.
— Kolejarze nie przychodzą do mej gospody — bąknął Lis, ale przyrzekł półgębkiem zastosować się do polecenia swego zwierzchnika.
Pan Kuhna spojrzał na zegarek i mruknął:
— Ten hulaka gotów pić w Murckach do białego dnia.