Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




II.

Nazajutrz z wieczora, oczekując na Froncka, Wiktor wyciągnął się na trawie w cieniu rozsochatych drzew. Ubrany był po cywilnemu tak, jak wówczas, gdy z powstańcami ustępował na ziemię śląską. Byłby zapewne zdrzemnął się, lecz przykuwały jego uwagę głosy coraz wyraźniej dolatujace go z pobliża.
Zebrała się tam pod drzewami przygodnie garść uchodźców i, butelczyną odpędzając frasunek, jedni leżąc, drudzy stojąc, słuchali o tem, co działo się w Pszczyńskiem.
A jeśli gdzie, to tam powstanie błysnęło śmiałym ogniem, choć zrazu spiskowcy zawahali się, co począć w obliczu rozkazu, który nie nosił żadnego podpisu. Komendant powiatowy kiwał nad tem głową. Czyliż inne powiaty otrzymały takie same anonimowe rozkazy? Kwestja ta zaalarmowała ich szczególnie, gdy napróżno czekali sygnału z pod Gołkowa, który miał być hasłem do powstania powiatów południowych i nasunęło się podejrzenie, azali odebrany w komendzie skrypt nie wyłonił się z kancelarji niemieckiej. Wszelako na sprawdzanie autentyczności dokumentu nie było czasu. Jeszcze noc leżała nad światem, lecz już zbliżała się druga, a o brzasku dnia tegoż 17 sierpnia r. 1919 miały zagrzmieć karabiny.