Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w liście swym, skreślonym do matki, prosił ją o oddanie Widerze pożyczonych mu pieniędzy. Augustyn chętnie przyszedł z pomocą chwilowemu rozbitkowi i przyrzekł doręczyć list jego matce w najbliższą niedzielę. Sądził on, że na teror, stosowany systematycznie przez wszelkich „hersingów“, jedyną skuteczną odprawą mógł być teror. A partję tych umundurowanych oprawców dotknął palec Boży.
— List twój doręczę w Mysłowicach — upewniał Wiktora i ciągnął. — Podziękuję zarazem pannie Matyldzie za to, że przyjechała na pogrzeb mego nieszczęśliwego brata. Byłem tem ogromnie zdziwiony. Bo jakżeż? Córka dyrektora kopalni i nauczycielka rządowa nie miałaby ślepo pochwalać wszystkiego, co robi władza, Grentzschutz, Reichswehra i cała ta horda?
— Ona ogromnie boleje nad tem, co cię spotkało, i nie było to bez wpływu na nią. Nie przypuszczasz, że ona przeszła już niemal całkiem na naszą wiarę?
— Ta—ak? — zawołał Augustyn, wielkiemi oczyma patrząc w Wiktora, który zauważył:
— Jeżeli ona na progu nowej ery Śląska przeobraziła się wewnętrznie, nie inaczej będzie z wielu naszymi ziomkami.
Widera zastanowił się.
— Nie zabraknie nowych Polaków. To rzecz pewna! Lecz Polaków... z interesu. Urzędy, urzędziki, zaszczyty, honory... Czy jednak znajdziemy wielu takich jak ks. Skowroński? A są to perły, filary, na jakich ostatecznie wspiera się cała polskość na tej ziemi. Medytowałem nad tem nieraz... Gdyby panna Matylda spolszczyła się, należałaby z pewnością do tych niezbędnych gwiazd. To wyjątkowa istota...
— Tak, istotnie, wyjątkowa. Dlatego też nie mogła już oddychać i żyć wśród hakatystycznych nauczycielek. Lada dzień rzuci tę szkołę.