Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiam ci nawet swobodę ruchów. Wiem, że nie masz przy sobie pistoletu, bo strzeliłbyś już dawno. Co do mnie, jestem uzbrojony. — Tu błysnął mu przed oczy lufą rewolweru.
— A teraz słuchaj. Gilbert, mój młody wspólnik...
— Mów raczej Juljan hrabia de Mergy — rzekł szyderczo Daubrecq.
— Zatem wiesz — odparł spokojnie Arsen — dla mnie jest rzeczą obojętną jego ród hrabiowski, ale uratować go muszę, bo jest człowiekiem mojej bandy, a w dodatku moim przyjacielem.
— Co za zaszczyt! — zaśmiał się Daubrecq.
— Zaprzestań głupich uwag, których zresztą sam nie bierzesz poważnie. Wiesz przecie, że wątpliwszym jeszcze zaszczytem jest być twoim przyjacielem. Zresztą taki człowiek, jak ty, nie ma przyjaciół.
— Czy tak?
— Wpływy twoje wystarczą dla uwolnienia Gilberta z więzienia.
— Nie użyję ich.
— Nie oswobodzisz go?
— Nie.
— Panna de Mergy zabije się.
— Nie zrobi tego.
— A jednak próbowała już.
— Tembardziej nie spróbuje raz drugi. A zresztą, cóż cię obchodzi panna de Mergy?
— Jest samotna, nieszczęśliwa i prześladowana.
— Ho! ho! co za szlachetność. Arsen Lupin zakochany w hrabiance.
— Co powiedziałeś?
— Klarysa de Mergy ma piękne oczy — przyznać to należy, bardzo piękna.
Arsen Lupin wzruszył ramionami.
— I dlatego chcesz połączyć jej los ze swojem brudnem życiem. Myślisz więc, że wszyscy są do ciebie podobni, szukasz w postępowaniu mem samolubnych pobudek. Ja zaś proponuję ci układ, którego