Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiernie dotrzymani. Musisz oswobodzić Gilberta. Na jedno słowo twoje wypuszczą go na wolność. Musisz mu pozwolić wyjechać, aby mógł wrócić do dawnego życia. W takim razie, ja Arsen Lupin, usunę się z twej drogi i zapomnę o liście 27. Pozornie lekceważysz mnie, ale w gruncie wiesz dobrze, że jestem dla ciebie stokroć niebezpieczniejszym przeciwnikiem, niż Maurycy Prasville.
Daubrecq, który dotąd zachował zimną krew, nie umiał dłużej panować nad sobą. Żyły nabiegły mu na czole jak postronki, oczy świeciły mu niedobrym blaskiem. Biegać począł jak szalony po pokoju, a za trzymując się niekiedy przed Arsenem, wypowiadał groźby i klątwy.
— Wiem, wiem, oczywiście, Prasville jest z tobą w zmowie — powinienby cię przecie dawno aresztować. Ale on sprzysiągłby się z djabłem, byle mnie pognębić. Nie dbam o was. Ale Klarysa? O nie! — nie wyrzeknę się jej. Niech sama przyjdzie tu błagać 0 łaskę swego brata. Niech włóczy się u nóg moich i błaga mnie, bym ją raczył poślubić — a wtedy — kto wie.
Przedtem nigdy. Kochałem niegdyś jej matkę, ale miłość ta jest niczem wobec tej, którą obudziła we mnie Klarysa. — A zresztą zemsta! Po latach 25-ciu zdarza mi się sposobność odwetu. Przed 25 laty matka odrzuciła mnie z pogardą i wstrętem. Chciała wywyższyć się nademnie swym arystokratycznym tytułem. Dziś odpłacić to mogę z lichwą jej córce. Dziś sam los daje mi w rękę broń, która zrobi z niej posłuszne mi narzędzie.
I ja mam się tej broni wyrzec? Mam uwolnić Gilberta za nic? — ot tak dla honoru? Ha, ha! nie jestem na to dość naiwny, mój dobry Arsenie! Nie, nie!
Mówiąc to, śmiał się cynicznym, urągliwym śmiechem i patrzył przed siebie z jakąś okrutną pożądliwością. Widział już zda się tuż przed sobą zdobycz,